Władysław Grochowski – prezes Grupy Arche zatrudniającej, ponad tysiąc osób, w rozmowie zdradza plany renowacji i zagospodarowania Elektrociepłowni Szombierki, mówi jak pomoże pięciu tysiącom uchodźców oraz jak wyszedł z kryzysu związanego z pandemią COVID-19.

 

 

Grupa Arche bardzo mocno zaangażowała się w pomoc dla uchodźców z Ukrainy. Słyszałem o kilku tysiącach miejsc dla uciekających przed wojną. To dosyć duże wyzwanie i odpowiedzialność. Zawsze czuł Pan wewnętrzną potrzebę pomocy?

 

To naturalne. Właściwie od zawsze miałem tak, że pieniądze mnie nie interesowały, tylko to, że mogę działać, a że pieniądze się pojawiły – mogę robić jeszcze więcej. Już drugiego dnia od ataku Rosji na Ukrainę, czyli 25 lutego, powołaliśmy sztab kryzysowy złożony z naszych szesnastu oddziałów i zaczęliśmy przyjmować bezpłatnie wszystkich, którzy uciekają przed wojną w naszych hotelach. Przeznaczyłem pięć milionów złotych na tę akcję pomocy.

 

Pomyślałem, że przyjmiemy pięć tysięcy uchodźców z Ukrainy w czasie dwóch, trzech tygodni. Myślę, że do wczorajszego dnia (3 marca) pięć tysięcy już się przewinęło, bo część została relokowana. Znaleźliśmy rodziny, które ich przyjmą. Także niektórzy spędzili u nas dobę lub dwie, a wielu z nich od razu jechała do rodzin. Obecnie mamy obłożenie na poziomie 120%, a w niektórych hotelach aż 150%. Nawet sale konferencyjne zostały zajęte. Cały czas relokujemy ludzi i najpilniejsze jest dla nas znalezienie dla nich mieszkania i zwolnienie miejsc w naszych hotelach, ponieważ cały czas prowadzimy normalną działalność. 50% powierzchni jest przeznaczona dla uchodźców. Poza tym Grupa Arche normalnie funkcjonuje – przyjmujemy gości.

 

Szykujemy nowe obiekty – będziemy mieli około dwóch tysięcy łóżek. Między innymi we Wrocławiu i Bytomiu zostaną przygotowywane miejsca na dłuższy pobyt – może nawet kilkumiesięczny. Takie budynki mamy jeszcze w Konstancinie i Ożarowie. Są to duże miejsca, które szybko zaadaptujemy na potrzeby noclegowe. Hotele z najlepszymi warunkami przeznaczamy dla dzieci z sierocińców. Pierwsze grupy z domów dziecka już przyjeżdżają. W Janowie już jest 45 osób. Dyrektor sierocińca pojechała po następną grupę, która ewakuowała się z Kijowa. 90 dzieci czeka razem z wychowawcami, będzie zakwaterowana w całości w naszym obiekcie w Janowie Podlaskim. Dodatkowo 28 lutego postawiliśmy kontenery przy każdym naszym obiekcie do przyjmowania darów rzeczowych dla Ukrainy. Wszystko jest ewidencjonowane i transparentne. Jeżeli coś zostanie z tych zbiórek – przekażemy innym potrzebującym. Podejmujemy decyzje, bierzemy odpowiedzialność – po prostu działamy.

 

W 2014 roku w ramach Grupy Arche powstała Fundacja Leny Grochowskiej, pomagająca Polakom wysiedlonym za wschodnie granice kraju wrócić do ojczyzny. Dzięki Fundacji bieżące działanie na rzecz Ukraińców jest łatwiejsze?

 

Bez wątpienia, choć każdy dzień jest niepodobny do poprzedniego. Sytuacja jest dynamiczna, wszystko szybko się zmienia. Nasi dyrektorzy zostali szefami struktur lokalnych. Wszyscy pomagamy praktycznie przez całą dobę. Nie spodziewałem się takiego zaangażowania. Podziwiam energię ludzi Wewnątrz organizacji mamy wiele branż i wykonawców. Od razu przerzuciliśmy osoby z deweloperki do adaptacji budynków dla uchodźców. Parę dni, kilka brygad i taki budynek stoi gotowy, z podłączoną elektryką i ogrzewaniem. Dosłownie wszystko zapięte na ostatni guzik!

 

Mamy także u siebie prefabrykację stali i stolarnię. Pracuje na trzy zmiany, ponieważ te duże obiekty trzeba urządzić. Jedni pracują w części budowlanej, drudzy „towarują”, a trzeci zajmują się logistyką. Koordynacja pomiędzy poszczególnymi oddziałami jest świetna. Jeśli tylko trzeba – wysyłamy tir czy autokar. Dobrze, że PKP uruchomiło połączenia, które rozładowały kolejki na granicy. Teraz można docelowo ludzi wysyłać do konkretnych obiektów. Z godziny na godzinę coraz lepiej nam to idzie. Radzimy sobie, dzięki ogólnej mobilizacji. To dla mnie jest szok – do czego moi ludzie są zdolni. Nie wiem, czy jest drugie, podobne przedsiębiorstwo w Polsce.

 

Jestem dumny z Polaków i Ukraińców. Szczególnie, że to oni ponoszą największe koszty tej barbarzyńskiej wojny. Cieszę się, że zdajemy ten trudny sprawdzian z człowieczeństwa, potrafimy zjednoczyć się w takich kryzysowych sytuacjach.

 

Branża hotelarsko-restauracyjna poniosła ogromne straty w przeciągu ostatnich dwóch lat. Jak ta sytuacja wyglądała w Grupie Arche?

 

Niestety, zanotowaliśmy bardzo poważne skutki pandemii. Przez dwa lata straciliśmy około stu milionów zysku. To zdecydowanie zatrzymało nasz rozwój. Na szczęście mogliśmy wyrównać straty z zysków sektora deweloperskiego, którym również zajmuje się Grupa Arche. Przed pandemią zatrudnialiśmy około tysiąca osób. Niestety, musieliśmy zwolnić czterystu świetnych pracowników. Teraz bardzo trudno odbudować ten kapitał, choć mamy już z powrotem ponad tysiąc zatrudnionych.

 

Jesteśmy wszechstronni i to pomaga w przetrwaniu kryzysów. Poza tym stawiamy na samowystarczalność, mimo że nie dostaliśmy żadnych tarcz czy pożyczek, to w ramach firmy na całe szczęście mieliśmy poduszkę finansową w wysokości stu milionów złotych. W pewnym momencie stopniała do kilku milionów. Teraz to zabezpieczenie finansowe zostało odbudowane do ok. 50 milionów złotych i dlatego mogłem wydzielić 5 milionów z obrotu i przekazać na Fundację i pomoc uchodźcom. Mam nadzieję, że państwo polskie oraz inne firmy nas wspomogą. Nie wiem, jak długo potrwa taka sytuacja. Na razie możemy działać i działamy. Trzeba tylko pamiętać, że branża hotelarska powinna się odbudowywać i dlatego musimy przeznaczyć część miejsc w naszych hotelach nie tylko na pomoc humanitarną, ale na komercyjne działania, żeby zarabiać pieniądze.

 

Czyli remedium na jakiekolwiek problemy jest dywersyfikacja dochodów i poduszka finansowa?

 

Dokładnie. Największe straty poniosły firmy działające w wąskich specjalizacjach. Globalizacja i załamanie łańcuchów dostaw wywołały duże problemy. Nawet nie myślałem, że jesteśmy aż tak wszechstronni, co doskonale sprawdza się w obecnych czasach. Cała Grupa Arche jest logistycznie świetnie przygotowana do takich kryzysów, bo mamy własny transport, a nawet stacje paliw. Oczywiście nie chciałbym, aby następne kryzysy przychodziły i sprawdzały nasze możliwości, ale w razie potrzeby jesteśmy dobrze przygotowaną organizacją.

 

Zmieńmy temat. Skąd u Prezesa wzięło się zamiłowanie do podupadłych i zabytkowych miejsc? Grupa Arche przejmuje właśnie Elektrociepłownię Szombierki – jeden z największych i najstarszych obiektów przemysłowych w Bytomiu. Przecież taka inwestycja zwraca się pewnie dłużej, niż budowa nowego hotelu? Do tego dochodzą koszty renowacji, które mogą być dużo większe, niż te prognozowane.

 

Tak jak mówiłem na początku – zarabianie pieniędzy nigdy mnie nie kręciło. Interesują mnie trudne sytuacje i świetnie się w nich poruszam. Nie wiem dlaczego tak jest, ale jakoś tak mam. Żyję trochę w innej epoce – czasem mówię, że jestem takim pustelnikiem XXI wieku, bo mieszkam na odludziu, bez telewizji i Internetu. Klimaty historyczne zawsze mnie interesowały.

 

Poza tym, wiele lat działania w biznesie pozwala na więcej. Jako firma sprawdzamy się i nabywamy doświadczenie przy każdym kolejnym projekcie. Chcemy podejmować nowe wyzwania i zwykle wchodzimy tam, gdzie inni nie chcą, albo się boją. Posiadam ewidencję kilkudziesięciu obiektów po różnych przygodach, które czekają na swojego gospodarza. Weszliśmy w niszę na rynku i nie mamy konkurencji. Znałem wcześniej Elektrociepłownię Szombierki. Widzę potencjał tego obiektu, ale to duże wyzwanie inwestycyjne. Po rewitalizacji Cukrowni Żnin, gdzie powstała przestrzeń hotelowo-eventowa, czuję się na tyle silny, by działać. Gdy widzę degradację tego wyjątkowego budynku, mówię – musimy znaleźć jakiś pomysł na jego ożywienie i podejmujemy się tego.

 

 

 

Czy Elektrociepłownia Szombierki to była miłość od pierwszego wejrzenia?

 

Oczywiście! Takie obiekty nie zdarzają się często. Poczułem się taki maleńki przy nim. Imponuje mi jego rozmach, te ogromne kominy. Nie może być tak, że ponad sto lat temu ludzie stworzyli tak potężny i wspaniały obiekt przemysłowy, a teraz nie jesteśmy w stanie go utrzymać. Damy nowe, inne życie Elektrociepłowni.

 

Jaka ma być nowa rola tego obiektu wpisanego do rejestru zabytków?

 

Pierwszy pomysł był taki, aby budynek w głównej mierze pełnił funkcję edukacyjną. Myślałem o kreatywnej uczelni. Rozmawiam o założeniu takiej placówki z dużą, międzynarodową organizacją. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Powstanie też oczywiście hotel. Niezależnie od tych planów w Elektrociepłowni będą organizowane wyjątkowe wydarzenia kulturalne. Oprócz tego myślę, że stworzymy nietypowe biura, dużą gastronomię. Na kilku tysiącach metrów kwadratowych! Chcemy przyciągnąć i skupić osoby, które lubią postindustrialne wnętrza i czują śląskie klimaty.

Nie wiedziałem przy podejmowaniu decyzji jak dużo organizacji i autorytetów jest zaangażowanych w ratowanie tego zabytku. Niedawno dostałem książkę od pisarza Mariusza Szczygła „Ballada o śpiącym lwie” Agaty Listoś-Kostrzewy, w której jest sporo o Szombierkach, ogólnie o Bytomiu i ludziach tu mieszkających, ich wcześniejszych gospodarczych i społecznych działaniach. Świetnie się czuję w takich trudnych klimatach, gdzie innym czasem nie po drodze. Bardzo się cieszę, że będziemy współpracować z bytomianami.

 

Od czego rozpoczyna się renowację takiego obiektu? Wiadomo, że pierwszy musi być projekt, ale czy zaczynacie od wielkiego sprzątania? Nie przeraził Pana stan dachu?

 

Na pewno zaczniemy od zabezpieczenia dachu. Następuje tu bardzo szybka degradacja. Od ścian również już odpada elewacja. W niektórych miejscach zaczynają już rosnąć drzewa. Jak byłem tutaj pierwszy raz były niewielkie, a teraz sporo podrosły…

 

Ile planuje Pan zainwestować w EC Szombierki?

 

Gdybym rozważał decyzję pod kontem inwestycyjnym, to nigdy bym się na to nie zdecydował! Myślę, będzie to koszt rzędu 200 milionów złotych.

 

Takie zabytki, to studnia bez dna, prawda?

 

Zdecydowanie tak, ale musimy realnie na to patrzeć. Mam nadzieję, że zostanie uruchomiony fundusz sprawiedliwej transformacji i pozyskamy pieniądze ze środków unijnych. Jeżeli tak się stanie to bardzo dobrze, a jeżeli nie – będziemy jakoś sobie radzić. Liczę, że obiekt będzie komercyjnie funkcjonować. Co istotne, dotychczas Grupa Arche nie korzystała z zewnętrznych środków – dotacji unijnych. Wszystko jest finansowane z emisji obligacji i środków naszych inwestorów. Szykujemy się na wejście na giełdę.

 

Kiedy będzie można spotkać Grupę Arche na GPW?

 

Na razie nie wiem, przypuszczam, że za rok będziemy się przygotowywać, jest wiele gospodarczych czynników, które na to wpływają. Jest tyle rzeczy do zrobienia w Polsce. Jeżeli komuś będzie z nami po drodze, to będzie mógł razem z nami inwestować.

 

Czy inni przedsiębiorcy często się zgłaszają do Pana z prośbą o radę?

 

Czasami tak. Bywam na panelach dyskusyjnych i po nich uczestniczę w bezpośrednich rozmowach. Powiem krótko – nigdy nie przeczytałem żadnego biznesplanu. Były potrzebne dla banków, ktoś je w firmie zrobił i tyle. Radzimy sobie jako firma dużo lepiej, niż kiedykolwiek bym sobie zamarzył czy zaplanował. Projekty nam wychodzą i po jakimś czasie zarabiają. To rodzaj intuicyjnego podejścia do prowadzenia interesów. Myślę, że moja ścieżka biznesowa nie jest drogą do powtórzenia.

 

Jak wygląda typowy dzień Prezesa Władysława Grochowskiego?

 

Zawsze zaczynam od śniadania. Wstaję około 6.00 rano. W Warszawie jestem k. 8.00. 17.00- 18.00 wracam. Po 20.00 jestem w domu. Trzy dni w tygodniu bywam w Warszawie. A jeśli jadę, np. na Śląsk, do Wrocławia, Jeleniej Góry, czy Gdańska – zawsze wracam do siebie. Także czasem wstaję o godzinie 3.00 rano i jadę do celu. Gdyby inni przedsiębiorcy tak robili – to hotele byłyby niepotrzebne! Mieszkam na odludziu w Lubelskim. Mam gospodarstwo – hodowlę danieli. W soboty dla odprężenia pracuję fizycznie. To mnie cieszy i relaksuje. Sypiam bardzo mało. Nie wiem nawet, jak to możliwe, że mi to wystarcza na naładowanie baterii. Warto dobrze się bawić w trakcie pracy!

 

Czyli dobra zabawa to podstawa?

 

Dokładnie. To też mówię swoim ludziom – nikt tu nic nie musi robić. Trzeba mieć przyjemność z działania. Nie kontroluję ludzi. Oddaje w ich ręce całą firmę, a mam w zespole naprawdę świetnych pracowników.

 

Rozmawiał Martin Paterak

 

Wywiad ukazał się w marcowym wydaniu magazynu Business HUB „Wolny Rynek”.

 

Wersja online numeru do pobrania: CZYTAJ TUTAJ.

Najnowsze